„Autentyczność polega na mówieniu prawdy, a nie rzucaniu słów na wiatr. Niezależnie od tego, czy tworzysz markę osobistą czy korporacyjną, musisz wiedzieć, kim naprawdę jesteś, za czym i przeciw czemu się opowiadasz” – o budowaniu marki, wiarygodności, zaufaniu i zrównoważonym rozwoju opowiada Anneli Hansson, strateżka marki i edukatorka, była CMO w szwedzkiej firmie Lantmännen: największej spółdzielni rolniczej w Europie Północnej.

Anneli Hansson
Strateżka marki, facylitatorka warsztatów i edukatorka. Ma ponad 20-letnie doświadczenie w budowaniu marek. Współpracowała z globalnymi agencjami, przedsiębiorstwami, start-upami i freelancerami. Prowadziła własne studio brandingowe. Pracowała jako chief brand officer oraz chief marketing officer w korporacji Lantmännen – największej spółdzielni rolniczej w Europie Północnej, skupiającej się na żywności, energetyce i maszynach, która w 2014 i 2019 r. została uznana za najbardziej zrównoważoną markę w Szwecji. Obecnie misją Anneli jest pomaganie pracownikom z branż kreatywnych w ewolucji od osób przyjmujących zamówienia do twórców zmian, którzy otrzymują zapłatę za swoje myślenie i wywierają pozytywny wpływ na świat. Opisuje siebie jako pomost między twórcami a członkami zarządu.
Słuchaj „Marketer+” Podcast
Jakie jest Twoje doświadczenie zawodowe? Kiedy i dlaczego zdecydowałaś się zrezygnować z pracy w korporacji na rzecz rozwoju własnej firmy?
Moja podróż biznesowa rozpoczęła się w 1998 r., kiedy zaczęłam pracować w agencjach public relations i reklamowych. Dość szybko zdałam sobie sprawę, że nie pasuję do świata korporacji. Wszystko we mnie krzyczało o niezależność i wolność.
W 2005 r. wraz z grafikiem założyłam więc własną firmę, która na rynku lokalnym oferowała tworzenie strategii marki czy też projektowanie jej tożsamości. Później jednak, ok. 2011 r., zaczęłam doradzać korporacji Lantmännen – największej w Europie Północnej firmie działającej w sektorach rolniczym, żywnościowym, maszynowym i energetycznym. Uważam za wspaniałe to, że jej współwłaścicielami jest 18 tys. szwedzkich rolników. To spółdzielnia w całym tego słowa znaczeniu.
Początkowo zamierzałam zostać tam przez pół roku i pełnić funkcję CBO (chief brand officer), ale ostatecznie sześć miesięcy zamieniło się w pięć lat, które zaowocowały tym, że zostałam CMO (chief marketing officer). W tym czasie współpracowałam też z wieloma markami, które były powiązane z tą firmą. Ostatecznie dzięki mojej pracy otrzymaliśmy w 2014 r. i 2019 r. nagrodę dla najbardziej zrównoważonego szwedzkiego przedsiębiorstwa. Co ważne, wszystkie zadania realizowałam nie jako pracownica, ale z poziomu własnej firmy.
Wolność zawsze była dla mnie najważniejsza i ostatecznie skłoniła mnie do powrotu do świata agencyjnego. W 2015 r. otworzyłam nowe studio brandingowe, ale tym razem działające w modelu płynnej agencji. Oznacza to, że ludzie, z którymi pracowałam, jednocześnie byli i nie byli pracownikami. Wszyscy mieli swoje firmy, tak jak ja. Nazwałam tę agencję Happy Islands, ponieważ wszyscy jesteśmy niezależnymi wyspami, które współpracują ze sobą. Zainspirował mnie do tego fragment książki Naomi Klein „No logo”. Chciałam, aby ludzie, z którymi pracuję, byli wolni, ale też żebyśmy nadal mogli działać razem przy projektach.
Kontynuowałam pracę jako doradczyni w zakresie strategii marki, ale z mniejszymi firmami, takimi jak start-upy i akceleratory. Nigdy nie byłam fanką hierarchii i biurokracji, które występują w korporacjach. Zdecydowanie wolę szybkie projekty i możliwość pracy bezpośrednio z założycielami, którzy zwykle są bardzo odważni i sprawnie działają. Jestem przeciwna strukturom władzy i nie chcę się wtapiać w korporacyjny świat.
Czym zajmujesz się dzisiaj?
Nadal prowadzę firmę Happy Islands, ale już w nieco zmienionym kształcie. Od dwóch lat skupiam się głównie na uczeniu osób z branż kreatywnych w zakresie strategii marki. Równolegle – aby być na bieżąco i testować własne pomysły – realizuję mniejsze projekty dla innych klientów.
Obecnie czuję się znacznie swobodniej w wyrażaniu siebie, ale osiągnięcie tego zajęło mi wiele lat. Potrafię stanąć w obronie swoich przekonań, być uczciwa i prawdomówna oraz kwestionować konwencjonalne sposoby myślenia. Nie było to coś, z czym czułam się komfortowo podczas pracy z większymi firmami. Teraz jestem wolna i to jest dla mnie najważniejsze. Nie chcę czuć, że należę do kogoś.
Nie mam formalnego wykształcenia akademickiego. Studiowałam marketing w prywatnej szkole artystycznej o nazwie Berghs School of Communication w Sztokholmie. Później wróciłam tam, aby uczyć się strategii projektowania i innowacji, a równolegle kontynuowałam kursy myślenia projektowego (design thinking) za pośrednictwem szkoły online Ideo. Nie była to tradycyjna droga, ale wydawała mi się odpowiednia. Gdy inni uczyli się z podręczników i wykładów, ja uczyłam się, wykonując prawdziwą pracę z klientem. Nie zawsze było to łatwe, ale wpoiło mi wartość ciężkiej pracy i wytrwałości.
Wierność sobie to sposób na autentyczność. Nie możesz udawać kogoś, kim nie jesteś. Ludzie od razu to przejrzą i zaczną myśleć o autentyczności jako o kolejnym modnym słowie, które tak naprawdę nic nie znaczy. Nie należy mówić o autentyczności, tylko trzeba pokazywać ją w swoich działaniach
Pochodzisz z małej wyspy w Szwecji. Wygląda na to, że świat jest dzisiaj oddalony od niej o jedno kliknięcie, ponieważ równocześnie budujesz swoją globalną rozpoznawalność. Jak to się wszystko zaczęło i na czym skupiasz się w tej chwili?
Dorastałam na małej wyspie niedaleko Sztokholmu, ale zawsze czułam, że jest mi przeznaczone coś większego. Pamiętam, że jako młoda dziewczyna puszczałam „Born in the USA” Bruce’a Springsteena i marzyłam o wyjeździe. W wieku 18 lat przeprowadziłam się do Stanów Zjednoczonych, żeby pracować jako niania, a kiedy wróciłam do Szwecji, naturalne było dla mnie rozpoczęcie pracy w Sztokholmie.
Dopiero w 2019 r., w wieku 45 lat, kiedy zetknęłam się z Chrisem Do i jego firmą The Futur, zaczęłam szukać pracy poza granicami kraju. Już wtedy współpracowałam z wieloma międzynarodowymi klientami, takimi jak Coca-Cola, Levi’s czy Polaroid. Ale to Chris rzucił mi wyzwanie, aby rozszerzyć moje własne usługi na rynek globalny. Wcześniej nie było to dla mnie żadną opcją. Szwecja, szczerze mówiąc, wydawała mi się wystarczająco duża, ale nagle zaczęłam myśleć i marzyć o większym zasięgu. Chris otworzył przede mną drzwi i pokazał, że jest nowy świat do odkrycia. Od tamtej pory nie oglądam się za siebie. Prawie nie pracuję już w Szwecji, mimo że nadal tutaj mieszkam, na tej małej wyspie. Ale świat był bliżej, niż myślałam, potrzebowałam tylko kogoś, kto mi to pokaże.
Teraz moim celem jest stać się dla innych ludzi takim przewodnikiem, jakim był dla mnie Chris. Kimś, kto wskaże twórcom drogę i będzie w nich wierzył, dopóki sami nie uwierzą w siebie. Robię to, ucząc strategii marki. Chcę pomóc twórcom zająć miejsce przy stołach menedżerskich, aby mogli zarabiać na swoim myśleniu i wywierać wpływ na świat.
„Autentyczność” stała się ostatnio modnym słowem, wszyscy je powtarzają. Dość łatwo jest mi zrozumieć, jak być autentycznym w przypadku marki osobistej, ale co z autentycznością w świecie firm i korporacji?
Dzięki modzie na dane słowo mamy przynajmniej powód, aby o nim mówić. Nie sądzę, aby wynikało coś negatywnego z tego, że wyrażenia „autentyczność” czy „zrównoważony rozwój” są często używane. Chodzi o to, aby rozumieć je we właściwy sposób.
Dla mnie autentyczność polega na umiejętności mówienia prawdy, a nie rzucaniu słów na wiatr. Niezależnie od tego, czy tworzysz markę osobistą czy korporacyjną, musisz wiedzieć, kim naprawdę jesteś, za czym i przeciw czemu się opowiadasz. To musi być zakotwiczone w Twoich wartościach, misji, wizji i celu. W ten sposób odkrywasz swoją tożsamość. Wszystko to musi znaleźć odzwierciedlenie w komunikacji, ale także w Twoim zachowaniu, kulturze firmy i we wszystkich punktach styku z klientem. Każda decyzja, jaką podejmujesz, musi być zgodna z nadrzędną wizją. Pozostanie wiernym sobie, nawet jako marce, to sposób na autentyczność.
Myślę, że potencjalnie negatywne skojarzenia, jakie ludzie mogą mieć z tym słowem, pojawiają się wtedy, gdy marki nie dotrzymują obietnic lub gdy próbują sztucznie stworzyć swoją tożsamość, zamiast ją odkrywać. Tożsamość nie jest czymś, co tworzysz, ona jest już częścią firmy – zwykle czymś, co zostało ustalone przez założycieli. Jeśli zrobili dobrą robotę, przekłada się to również na pracowników. Oni są najważniejszym nośnikiem tożsamości i wartości firmy.
Nie możesz nałożyć szminki na świnię. Nie możesz udawać kogoś, kim nie jesteś. Ludzie od razu to przejrzą i wtedy właśnie zaczną myśleć o autentyczności jako o kolejnym modnym słowie, które tak naprawdę nic nie znaczy. Nie należy mówić o autentyczności, tylko trzeba pokazywać ją w swoich działaniach.
Przez długi czas tożsamość firm była sfabrykowana w celu stworzenia iluzji doskonałości. Ludzie są tym zmęczeni, ponieważ wiedzą, że to nierealne. Szukają teraz czegoś bardziej ugruntowanego, z czym mogą się utożsamić. Dla firm oznacza to odwagę bycia nieco wrażliwymi (vulnerable). Przyznaj, że nie jesteś doskonały, bo nikt nie oczekuje, że taki będziesz. Idealne jest nudne, człowiek ma słabości. Dziel się podróżą, postępami, wyzwaniami, zmaganiami. Bądź przejrzysty, mów otwarcie, pozostań wierny sobie, a nie będziesz martwić się o swoją autentyczność, ponieważ ludzie ją poczują.
Jak budować wiarygodność?
Przejrzystość jest niezbędna. Jeśli mam proces, który pomaga ludziom przejść z miejsca, w którym są dzisiaj, do pożądanego stanu w przyszłości – wtedy mogę pokazać im rozwiązanie, wskazać drogę. Ale nie mogę przejść jej za nich. Odpowiedzialność za wykonanie pracy nadal spoczywa na drugim człowieku. Dlatego większość firm tak naprawdę nie może obiecać rezultatów, a my jako klienci również nie powinniśmy tego od nich oczekiwać, ponieważ wtedy zaniedbujemy własną odpowiedzialność.
Stwórz coś, co nazywa się reasons to believe. To różne formy dowodów i osiągnięć, które możesz pokazać potencjalnym klientom, aby zdobyć ich zaufanie. Należy je wyjaśnić na głębszym poziomie, wykraczającym poza slogany i komunikaty kampanii reklamowych. Mogą to być historie związane z dziedzictwem firmy, pracownikami lub klientami, które staną się żywymi dowodami realizacji Twoich obietnic
Kiedy jako firma poznasz swoich klientów i nauczysz się naprawdę rozumieć ich potrzeby i problemy, możesz im pomóc przez pokazanie rozwiązania, ale praca potrzebna do osiągnięcia celu nadal należy do nich. Obietnica marki musi być szczera. Uczciwość i przejrzystość to podstawy wiarygodności.
A co z zaufaniem?
Nie jest tak źle, ponieważ Edelman Trust Barometer z 2023 r. pokazuje, że biznes to obecnie jedyna globalna instytucja, która jest zarówno kompetentna, jak i etyczna. Firma pozostaje najbardziej zaufaną instytucją na świecie.
Nawiązując do poprzedniego pytania: zaufanie i wiarygodność są ze sobą ściśle powiązane. Kiedy mówię o spełnianiu obietnicy marki, to oznacza, że musisz stworzyć coś, co nazywa się reasons to believe. To różne formy dowodów i osiągnięć, które możesz pokazać potencjalnym klientom, aby zdobyć ich zaufanie. Należy je wyjaśnić na głębszym poziomie, wykraczającym poza slogany i komunikaty kampanii reklamowych. Mogą to być historie związane z dziedzictwem firmy, pracownikami lub klientami, które staną się żywymi dowodami realizacji Twoich obietnic. Historie firmy mogą pokazać jej „dlaczego” (why), czyli powód istnienia, inny niż zarabianie pieniędzy. Historie klientów mogą stanowić dowód transformacji, którą obiecujesz. Zdecydowanie sugeruję zamiast liczb i faktów używanie wizualizacji i historii, ponieważ dzięki nim ludziom łatwiej jest się połączyć z marką emocjonalnie, a to niezbędne, jeśli chcesz zdobyć zaufanie.
U podstaw tego wszystkiego leżą empatia i współczucie. Uwzględniam również to drugie, ponieważ musisz działać. Gdy wiesz, z kim rozmawiasz, jaka jest sytuacja Twoich klientów, możesz bezpośrednio odnosić się do ich bolączek. Klienci są powodem, dla którego istniejesz, więc musisz zadać sobie pytanie: „Jak mogę poprawić ich życie?”. Staraj się czynić dobro naprawdę. Czyny mówią głośniej niż słowa.
W budowaniu zaufania warto także wykorzystać moc społecznego dowodu słuszności. Obejmuje on wzmianki w prasie lub współpracę z innymi osobami i organizacjami, którym pożądani przez Ciebie odbiorcy już zaufali. Właśnie dlatego influencer marketing jest tak potężny – możesz „pożyczyć” zaufanie, które influencer już zbudował wśród swoich obserwatorów. Ogólnie rzecz biorąc, bardziej wierzymy innym ludziom niż korporacjom. Dlatego PR i poczta pantoflowa są silniejsze niż reklama, a wartość mediów, na które sobie zasłużysz (earned media), jest większa niż mediów płatnych (paid media). Jeśli chcesz wykorzystać społeczny dowód słuszności, spraw, aby inni ludzie mówili o Twojej marce.
Czasami jako firma musimy wziąć na siebie dodatkową odpowiedzialność i wpłynąć na zachowanie konsumentów. Marki muszą przewodzić ludziom i inspirować ich do obrania lepszej drogi. Oczywiście nadal powinniśmy słuchać naszych klientów i ich potrzeb, ale to, że o coś proszą, nie oznacza, że jest to właściwe postępowanie
Kiedy myślę o Twoim podejściu do brandingu, na myśl jako pierwsze przychodzi mi słowo „zrównoważony” (sustainable). Czym jest zrównoważona marka i jak ją stworzyć?
Miło mi to słyszeć. Zrównoważony rozwój zawsze był podstawą mojej misji. Obejmuje on wiele aspektów. Generalnie mówię o trzech filarach: planecie (rozwój środowiskowy), ludziach (społeczny) i zysku (ekonomiczny). Kolejność jest dla mnie bardzo ważna – planeta musi być na pierwszym miejscu, nawet przed ludźmi. Ponieważ bez planety nie będziemy mieli ani ludzi, ani zysków.
Przez długi czas głównym celem biznesu był zysk. Jestem przekonana, że jeśli robisz dobre rzeczy, pieniądze przyjdą same. Są one raczej efektem niż celem samym w sobie. Jeśli zysk stanowi Twój najwyższy priorytet, będzie Ci trudno odmawiać korzystania z możliwości, które mogą nie być dobre dla planety lub Twojej wizji firmy. Wtedy zaczniesz sprzedawać duszę. Jeśli natomiast postawisz ludzi na pierwszym miejscu (co brzmi dobrze, ponieważ ostatecznie Twoja praca jest dla ludzi), dojdziesz do miejsca, w którym wszyscy jesteśmy dzisiaj: nadmiernie konsumpcyjnego społeczeństwa, nieustannie proszącego o więcej. A firmy tego słuchają i ciągle to karmią.
Chcę udowodnić, że klient nie zawsze ma rację. Czasami jako firma musimy wziąć na siebie dodatkową odpowiedzialność i wpłynąć na zachowanie konsumentów. Marki muszą przewodzić ludziom i inspirować ich do obrania lepszej drogi. Oczywiście nadal powinniśmy słuchać naszych klientów i ich potrzeb, ale to, że o coś proszą, nie oznacza, że jest to właściwe postępowanie. Istnieje różnica między słuchaniem i następnie podejmowaniem własnych decyzji na podstawie tych informacji a po prostu robieniem tego, co ktoś Ci każe.
Wszystko sprowadza się do czynów, a nie tylko do mówienia. To podejście nigdy nie powinno się znudzić – jest zbyt ważne. Zrównoważony rozwój, podobnie jak autentyczność, może stać się jedynie modnym hasłem, jeśli firmy nie będę dotrzymywać swoich obietnic.
Jak firmy mogą w praktyce dbać o zrównoważony rozwój?
Należy przyjrzeć się pełnemu cyklowi życia produktu i łańcuchowi dostaw. Zadaj sobie pytanie: „Gdzie mamy negatywny wpływ?”. Następnie kop głębiej: „Gdzie jest obecnie nasz największy wpływ?”. I skup się na tym. Na przykład wielu dostawców żywności może pomyśleć, że głównym „czarnym charakterem” jest transport. W rzeczywistości to zwykle uprawa i rolnictwo najbardziej wpływają na środowisko. Na tym etapie dokonuje się wielu wyborów, które mogą być mniej lub bardziej zrównoważone.
Firmy muszą wziąć odpowiedzialność za wszystkie kroki i starać się zminimalizować swój negatywny wpływ. Jeśli Twoją strategią jest po prostu próba pozytywnego oddziaływania na otoczenie, to po raz kolejny nakładasz szminkę na świnię. Ponieważ prawda jest taka, że wszystkie firmy oddziałują negatywnie. Najbardziej zrównoważoną rzeczą byłoby zaprzestanie produkcji. Ona sama w sobie nie jest zrównoważona, więc może zamiast tego należy porozmawiać o odpowiedzialnych markach. Takich, które potrafią przyznać, że nie są doskonałe, ale zapraszają ludzi w swoją podróż przynajmniej do bycia lepszymi.
Miej świadomość, z kim rozmawiasz, jaką wiedzę i jakie doświadczenie ma ta osoba – aby mówić jej językiem. Dopiero wtedy możesz dyskutować o wartościach. I to jest ogólna rada, bez względu na to, na jakim rynku działasz
Czy sądzisz, że w przyszłości firmy będą przedkładać etykę nad zyski? Czy uważasz, że potrzebujemy nowego sposobu myślenia: „Chociaż możemy zarobić, to nie zrobimy tego, bo…”?
Nie mamy innego wyjścia, jak tylko wierzyć, że coś się zmieni, ponieważ bardzo tego potrzebujemy. Zarówno w prowadzeniu biznesu, jak i w konsumowaniu. Na naszej planecie żyje coraz więcej ludzi, ale zasoby są nadal ograniczone. Wielu staje się biedniejszych, a nieliczni stają się jeszcze bogatsi.
Cały czas obskrobujemy Ziemię z jej bogactw. Z badań wynika, że gdyby wszyscy żyli tak jak ludzie w USA, potrzebowalibyśmy pięciu planet. Szwecja nie jest dużo lepsza, ponieważ zużywamy cztery planety, podczas gdy Polska zostaje nieco w tyle – trzy. Wszyscy jednak nadmiernie eksploatujemy biopojemność Ziemi.
Jeśli chodzi o stan środowiska, wyniki pokazują, że nawet jeśli utrzymamy się na „bezpiecznej granicy” wzrostu temperatury tylko o 2°C (co jest celem porozumienia paryskiego z 2015 r.), lód arktyczny nadal będzie topnieć i powodować wzrost poziomu mórz o 56 cm. Biorąc pod uwagę, że 8 z 10 największych miast na świecie znajduje się na wybrzeżach, zobaczymy, jak ośrodki takie jak Amsterdam czy Nowy Jork staną w obliczu wielkiego ryzyka zalania wodą. Będziemy doświadczać ekstremalnych warunków pogodowych, takich jak intensywne opady deszczu, fale upałów i huragany. Skala utraty siedlisk wszystkich gatunków podwoi się lub potroi, gdy wzrost temperatury wyniesie 2°C zamiast 1,5°C. A wszystko to będzie miało konsekwencje społeczne w postaci zniszczenia infrastruktury, zmniejszenia plonów i konieczności ucieczki ludzi ze swoich krajów w obliczu zagrożeń zdrowotnych związanych z tymi ekstremalnymi warunkami. Poczujemy to, ale wtedy będzie za późno. Dlatego musimy działać już teraz. A firmy mają w tym duży udział. Nie możemy po prostu zrzucić odpowiedzialności na rządy lub poszczególne osoby.
Staram się mieć w tym swój wkład w miarę możliwości. W żadnym wypadku nie jestem ekspertką od środowiska. Nikomu nie mówię: „tak powinniśmy zrobić”. Jestem jedną z wielu osób, które dostrzegają trudność i złożoność spraw, przed jakimi stoimy. Z tego wnioskuję, że nie mamy dużo czasu i że firmy muszą odegrać ważną rolę. Jeśli mamy wiarygodność i wpływ, o których wspomniałam wcześniej, to spoczywa na nas również wielka odpowiedzialność za wykorzystanie tego wpływu do zrobienia czegoś dobrego.
Jaka może być w tym rola marketerów?
Ludzie z branż kreatywnych są często proszeni o wykonanie wielu działań związanych greenwashingiem i purposewashingiem przez nadawanie rzeczom ładnego wyglądu lub tworzenie przekonujących komunikatów. Łatwo jest stwierdzić, że po prostu robimy to, co nam każą. Dlatego potrzebna jest zmiana sposobu myślenia.
Przez długi czas byliśmy traktowani jak mutanci spoza społeczeństwa, a zwracano się do nas tylko wtedy, gdy coś wymagało zrealizowania. Ale prawda jest taka, że znaleźliśmy się w obecnej sytuacji, ponieważ ludzie, którzy ustalili reguły tej gry, byli w większości myślicielami konwergentnymi. A ci, którzy stworzyli problem, nie mogą być tymi, którzy go rozwiążą. Potrzebujemy zróżnicowanego myślenia, kreatywnych osób, które mogą podejść do rozwiązywania problemów w inny sposób.
Jakich brandingowych rad udzieliłabyś polskim firmom?
Nie znam zbyt dobrze polskiego rynku, ale najczęściej słyszę od twórców, że mają trudności z wyceną swojej wartości i znalezieniem rynku, który byłby skłonny zapłacić za ich usługi. W takich przypadkach radzę przeanalizować, czy rynek, na którym obecnie się znajdujesz, jest wystarczająco dojrzały dla usług, które oferujesz. Rynki „niedojrzałe” zwykle lepiej rozumieją język marketingowy niż brandingowy. Oznacza to, że jeśli zajmujesz się strategią marki lub pracujesz nad brandingiem, musisz „rozmawiać z rolnikami na sposób rolnika” (to stare szwedzkie powiedzenie), mówić językiem klienta. Marketerzy często łączą wartość z KPI i ROI, czyli wskaźnikami, które mogą zmierzyć. A jeśli mają problem z dostrzeżeniem wartości w odniesieniu do brandingu, to jako usługodawca musisz być w stanie wyjaśnić to w sposób, który zrozumieją.
Miej świadomość, z kim rozmawiasz, jaką wiedzę i jakie doświadczenie ma ta osoba – aby mówić jej językiem. Dopiero wtedy możesz dyskutować o wartościach. I to jest ogólna rada, bez względu na to, na jakim rynku działasz. Jeśli zauważysz, że nie jest on dla Ciebie odpowiedni, poszukaj dalej.
Sugerowałabym mimo wszystko spojrzenie poza rynek krajowy. Ludzie myślą, że są na to za mali. Sama tak uważałam, wydawało mi się, że Sztokholm jest dla mnie wystarczająco duży. Nie oznacza to, że celem lub punktem odniesienia muszą być Stany Zjednoczone lub Wielka Brytania. Z Polski do mojego małego rodzinnego miasta w Szwecji pływa prom. Spójrz na rynek europejski: jesteśmy sobie znacznie bliżsi, niż mogłoby się wydawać wielu firmom.
Jakie są Twoje kolejne marzenia zawodowe i osobiste?
To jedno i to samo marzenie. Moją misją jest nauczenie miliona kreatywnych osób, jak zarabiać na swoim myśleniu i stać się częścią kadry kierowniczej, aby mocniej oddziaływać na świat. Chciałabym zwiększyć liczbę swoich odbiorców, abyśmy razem mogli wywrzeć większy wpływ i pomóc większej liczbie osób. W pracy z klientami zdałam sobie sprawę, że jeśli będę to kontynuowała, może pomogę 10–15 firmom rocznie. Ale dzięki nauczaniu mogę rozszerzyć ten wpływ i zwielokrotnić go przez efekt falowania. Jeśli będę mogła nauczyć tysiące twórców, a każdy z nich może pomóc 15 firmom rocznie stać się bardziej zrównoważonymi i odpowiedzialnymi, to nasz wspólny wpływ będzie ogromny.
Czasami czuję się trochę dziwnie, gdy muszę nadać priorytet mojej marce osobistej, skoro mam marzenia o występowaniu na dużych scenach i powiększaniu grona odbiorców. Można łatwo popaść w egocentryzm, głównie dlatego, że jestem ekstrawertykiem społecznym, który lubi przemawiać publicznie, uczyć i dostarczać rozrywki. Nie kieruję się jednak blaskiem reflektorów. Chcę pomóc innym zabłysnąć i skierować na nich światło. Ale zdałam sobie sprawę, że aby to zrobić, muszę mieć własną platformę, z której mogę kontrolować reflektory. Tylko wtedy mogę rzucić światło na ludzi, którzy najbardziej na to zasługują.