Mikroprocesory podłączone do sieci staną się niebawem częścią naszego życia. Zmiany związane z rozwojem technologii są nie do uniknięcia. Internet rzeczy (ang. internet of things) i big data już teraz ułatwiają funkcjonowanie zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, ale ekonomię i marketing czekają znacznie głębsze zmiany – czy jesteś na to gotowy?
Z tego artykułu dowiesz się:
- jak w najbliższym czasie zmieni się życie ludzi pod wpływem technologii,
- jak technologia wpłynie na rozwój ekonomii współpracy,
- jak nowe technologie zmienią pracę marketera,
- które zawody w marketingu zostaną przejęte przez systemy oparte na big data.
Kilkanaście lat temu wiele osób uważało, że głosowe wydawanie komend urządzeniom, którymi się posługujemy, jest mało prawdopodobne do zrealizowania. Tymczasem nie tylko wydajemy im polecenia, ale dzięki nim możemy korzystać z możliwości, jakie nam oferują. Internet rzeczy dynamicznie poszerza zastosowanie sieci. Umożliwia nie tylko komunikację między ludźmi, ale również między różnymi urządzeniami. Jego rozwój następuje w ogromnym tempie. Analitycy banku Morgan Stanley szacują, że do 2020 roku w sieci będzie podłączonych aż 75 mld urządzeń, czyli na jedna osobę będzie przypadać 10 urządzeń. Co to oznacza dla nas samych?
Wygoda i skuteczność
Większość z nas ceni oszczędność czasu i komfort. Zdarza się również, że jesteśmy zapominalscy i leniwi. W każdym z tych przypadków internet rzeczy będzie niezwykle pomocny, ułatwiając nam codzienne życie w wielu aspektach. Kiedyś włączenie telewizora wiązało się z koniecznością podejścia do odbiornika, potem okazało się, że wystarczy do tego pilot zdalnego sterowania. Obecnie nowoczesne telewizory i systemy typu Xbox już rozpoznają gesty – np. ruch ręką zmienia kanał. A w przyszłości? Prawdopodobnie pojawi się telewizor z funkcją rozpoznawania mowy, który przyjmie od nas komendę m.in. dotyczącą zmiany kanału, nagrania programu, zwiększenia głośności. Za pomocą nowej technologii, używając smartfona, z dowolnego miejsca będzie można bezpośrednio do telewizora wydać komendę głosową, np. nagrania programu z danego kanału telewizyjnego. Już teraz, za pomocą aplikacji Dragon NaturallySpeaking, można wydawać polecania komputerowi, np. aby otworzył nowego e-maila, zaadresował go do konkretnej osoby i podyktować mu treść wiadomości.
Słuchaj „Marketer+” Podcast
W przyszłości lodówki rozpoznają znajdujące się w niej produkty. Kiedy wybierzemy się na zakupy, podpowiedzą, jakie towary powinniśmy dokupić, zgodnie z ich przewidywanym zużyciem. Nowe rozwiązania będą także przydatne dla osób na diecie. Otrzymają one bowiem listę produktów właściwych do spożycia. Lodówka poinformuje również o terminach przydatności produktów. Wraz z rozwojem internetu rzeczy to nie my zamówimy zakupy z dostawą do domu, a… lodówka. Brzmi jak science fiction? Niekoniecznie. To jednak nie wszystko. System GPS w samochodzie włączy czajnik z wodą, a za pomocą komendy głosowej wydanej jeszcze w aucie otworzy bramę garażową, włączy oświetlenie w domu itd. Czujniki wszczepione pod skórę będą stale monitorować nasze zdrowie, ostrzegając nas o dolegliwościach, a w czasie zagrożenia życia powiadomią o tym odpowiednie służby i określonych bliskich.
Firmy, takie jak Google i Microsoft, już testują szkła kontaktowe z czujnikami poziomu cukru dla diabetyków. Z kolei w kilku stanach USA dopuszczone zostały do normalnego ruchu miejskiego samochody z automatycznym systemem sterowania firmy Google. Co ciekawe, tego typu pojazdy podczas testów przejechały 200 tys. km bez żadnej kolizji. W przyszłości wystarczy nacisnąć na smartfonie przycisk, by zamówić taksówkę bez kierowcy. Klienci supermarketów Safeway i Giant Eagle w Cleveland, San Francisco i Seattle podczas zakupów otrzymują wiadomości SMS informujące o towarach, które mogą ich zainteresować. Niewielkie czujniki (Beacony), rozmieszczone na półkach, to jednocześnie nadajniki wysyłające sygnał, które są w stanie określić położenie smartfonów z zainstalowaną aplikacją sklepową. Obecnie opracowywany jest system, dzięki któremu klient będzie skierowany do konkretnej półki sklepowej. Z kolei portugalski oddział firmy Huggies opracował pieluszkę z czujnikiem wilgoci podłączonym do internetu. Jeśli zrobi się mokra, rodzic odbiera wiadomość na Twitterze i „problem” zostaje rozwiązany.
Pierwsza technologia typu internet rzeczy, która już funkcjonuje, to radio-frequency identification (RFID). Obecnie jest stosowana np. w logistyce do oznaczania opakowań zbiorczych (palet), ale docelowo powinna zastąpić kody kreskowe na opakowaniach. Dzięki temu, kiedy włożymy artykuły do koszyka, na naszym telefonie pojawi się informacja, co już wybraliśmy i ile zapłacimy. Nie będzie kolejek, ponieważ płatność zaakceptujemy w telefonie.
Czy zastąpi nas nowa technologia?
Tego typu technologie z jednej strony nas cieszą, a z drugiej – napawają niepokojem. Czy ograniczą miejsca pracy? Czy informacje o nas nie zostaną niewłaściwie wykorzystane? Z całą pewnością internet rzeczy sprawi, że część stanowisk pracy zostanie zredukowanych. Ale w ich miejsce pojawią się nowe zawody dostosowane do wymogów współczesności lub zmieni się sposób działania wielu branż. Stanie się to za sprawą rozwoju ekonomii współpracy, która dzięki obniżeniu kosztów wymiany i dostępu do danych pozwala coraz większej liczbie ludzi świadczyć usługi innym ludziom „przy okazji”, czyli za drobną opłatą, np. wyprowadzić psa sąsiadowi lub wynająć na kilka dni mieszkanie. I tak konsument zostaje także usługodawcą. Ta zmiana, choć mało widoczna, bardzo szybko zmienia oblicze ekonomii, a internet rzeczy, w tym tzw. wearable technology (Google Glass, inteligentne ubrania itp.), jak również rosnące moce obliczeniowe urządzeń i wszechobecność internetu proces ten przyśpieszają.
Będąc częścią globalnej wioski, nie uda nam się zachować całkowitej anonimowości. Godzimy się na oddanie części prywatności w ręce serwerów i aplikacji w zamian za usługi i produkty lepiej dostosowane do naszych potrzeb. Przykładowo Facebook czy Twitter nie pokazują nam wszystkich informacji, a jedynie te, które mają większą szansę nas zainteresować. Z kolei idąc po ulicy, czujemy się bezpieczni w zamian za to, że śledzą nas uliczne lub sklepowe kamery, a firmy telekomunikacyjne znają położenie naszych telefonów. Nie powinniśmy obawiać się nadmiernie, że nasze dane będą krążyć od firmy do firmy bez naszej zgody, ponieważ kiedy zgodzimy się na ich przetwarzanie, staną się widoczne tylko dla jednego systemu. Nie da się jednak uniknąć ataków hakerów, ale to oznacza również, że dane będą jeszcze bardziej zabezpieczane. Mimo wszystko nie staniemy się dla wszystkich otwartą książką, z której da się wszystko wyczytać.
Rozwój technologii wiąże się z coraz większymi udogodnieniami. Internet rzeczy sprawi, że nie będziemy musieli pamiętać o tysiącach rzeczy, bo urządzenia same nam o tym przypomną. Zostaną również naszymi doradcami, m.in. w kwestiach zakupów, i co najważniejsze – mogą nam uratować życie. A przede wszystkim pozwolą nam zaoszczędzić czas i przeznaczyć go na spotkania z bliskimi lub inne przyjemności.
Co to oznacza dla marketerów?
Taki rozwój technologii przeniesie komunikację z klientem na wyższy poziom. Mając bowiem do dyspozycji więcej danych i sprzęt elektroniczny nowej generacji po stronie odbiorców, marketerzy będą w stanie wysyłać komunikaty do osób, które dokładnie w danej chwili wyrażają zapotrzebowanie na dany produkt, np. gdy weźmie się w domu ostatni jogurt z lodówki, ta poinformuje swojego właściciela, że w pewnej sieci sklepów obecnie trwa promocja na produkt z kategorii jogurty. Co więcej, zamówienie produktu będzie wygodne i szybkie – po prostu klient powie: „kup trzy sztuki”. Dzięki internetowi rzeczy takie sytuacje w przyszłości będą bardzo prawdopodobne.
Równie zaawansowane mechanizmy będą stosowane do emisji zindywidualizowanych reklam wizerunkowych. Np. pojawią się ogromne perspektywy implementacji ciekawych projektów gamifikacyjnych oraz gier rzeczywistości alternatywnej. Obecnie są już dostępne proste aplikacje na smartfony, które nakładają na obraz widziany kamerą smartfona dodatkową grafikę i prezentują alternatywną rzeczywistość. W przyszłości dojdą do tego aplikacje na Google Glass i systemy gamifikacyjne, zamieniające np. naszą podróż do szkoły/pracy w grę przygodową, w której zadania z realnego świata będą wplecione w scenariusz gry, przydzielając punkty za odnalezienie konkretnego sklepu, za kupienie wody mineralnej (czyli eliksiru zwiększającego zdrowie bohatera) czy za zrobienie sobie z nią fotki (udokumentowanie zadania).
Z drugiej strony kolejne sposoby dotarcia do klientów spowodują, że zarządzanie działaniami marketingowymi będzie coraz bardziej złożonym procesem. Obecnie domy mediowe, tworząc plan mediowy, bazują na kilku głównych segmentach klientów, w odniesieniu do których wyznaczają np. 20 strategii dotarcia z udziałem 100 mediów. Jeśli jednak będziemy chcieli skorzystać z większej liczby i źródeł danych (big data), to wtedy segmentów będzie nie 10, tylko 10 tys. – dla każdego z tych segmentów w zależności od miejsca, medium i okoliczności będzie dostępnych wiele mediów, komunikatorów, ofert itp. W związku z tym zastosowanie tak wielu narzędzi w tak wielu kombinacjach będzie poza ludzkimi możliwościami „obliczeniowymi”, dlatego marketerzy będą wydawać coraz więcej pieniędzy na zakup systemów do zbierania i przetwarzania danych o klientach oraz do automatycznej emisji zindywidualizowanych komunikatów reklamowych. Dane staną się cennym zasobem, dzięki któremu będzie można skuteczniej dotrzeć do klienta, ale decyzję o tym, kiedy, jak i gdzie wyemitować mocno spersonalizowany komunikat do konkretnej osoby, będzie podejmował automatycznie system do zarządzania komunikacją. W konsekwencji rola domów mediowych i media plannerów zmieni się, gdyż będą oni weryfikowali działania inteligentnych i samouczących się systemów, ale już nie będą planowali mediów i zamawiali emisji reklam. W konsekwencji większość takich stanowisk stanie się zbędna.
Nie wszyscy jednak w marketingu zostaną zastąpieni przez serwery i systemy. Działy kreatywne będą miały pełne ręce pracy, ich prace jednak będą oceniane nie przez kilka osób po stronie klienta, ale będą testowane przez automatyczny system, który dodatkowo zweryfikuje potencjał poszczególnych kreacji metodami neuromarketingowymi – głównie połączeniem EEG i eyetrackingu.