„Czy mam kręcić się w kółko i czekać wiecznie?” śpiewała Cher w jednym ze swoich ckliwych kawałków*. Lecz piosenkarka umarła. Nie było w tym nic niespotykanego – kobieta przed siedemdziesiątką, która żyje pełnią życia, musi kiedyś odpocząć. Cały świat muzyki rozrywkowej uczcił jej pamięć tysiącem wirtualnych zniczy. Gdy internet zalewany był falami komunikatów, takich jak „R.I.P.”, „muzyka nie będzie już taka sama” i kwadratowych nawiasów z gwiazdką, wokalistka jadła pewnie śniadanie, jeszcze nieświadoma swojej śmierci. Po porannym posiłku czekała ją niespodzianka w postaci masy ludzi, którzy już zdążyli opłakać zgon gwiazdy. Na całe szczęście Cher nie dostała zapaści związanej z niecodzienną informacją i szybko zakończyła stypę swoich fanów.
Z tego artykułu dowiesz się:
- co to jest typosquatting,
- jak prawo patrzy na typosquatting,
- jak walczyć z typosquattingiem.
A wszystko przez zwykły błąd zapoczątkowany przez satyrę dotyczącą Żelaznej Damy. W końcu hashtag #nowthatchersdead, mający być wyrazem Twitterowych obchodów (a raczej świętowania) rocznicy śmierci byłej premier Wielkiej Brytanii, można przeczytać na dwa sposoby – „Now Thatcher’s dead” lub „Now that Cher’s dead”.
Pomyłki mogą być zatem przyczyną wielu, mniej lub bardziej, zabawnych historii. Zdarzają się w końcu każdemu, zwłaszcza użytkownikom internetu. Zjawisko jest coraz bardziej popularne, co spowodowane jest częstszym pisaniem i czytaniem w biegu, na urządzeniach mobilnych. Tym samym, łatwiej jest popełnić błąd. To zaś otwiera szerokie pole do nadużyć, których rezultatem, w co bardziej sprzyjających okolicznościach, będzie trochę wstydu i ekran z dziewczyną o ponętnych kształtach. W mniej sprzyjających przykładowo doprowadzić może do odwiedzin stron ze złośliwym oprogramowaniem.
Słuchaj „Marketer+” Podcast
Światowi poszukiwacze błędów
Odkąd popełniamy błędy, istnieją ludzie, którzy je wykorzystują. Pomimo swojej patetyczności nie jest to jedna ze „złotych myśli” Paulo Coelho, lecz trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Pecunia non olet (łac. pieniądze nie śmierdzą) zwłaszcza, gdy można je zdobyć niewielkim wysiłkiem. W ten sposób powstał typosquatting, czyli porywanie adresów URL. Odwołując się do przykładów, kidnaperstwo polegać będzie na rejestrowaniu nazw stron:
- z „czeskim błędem”, przykładowo microsotf.pl;
- z pominięciem lub dodaniem jednej bądź kilku liter (kropek), przykładowo micro.sotf.pl;
- z błędami wynikającymi z nieznajomości języków obcych, przykładowo mikrosotf.pl;
- innego poziomu, przykładowo microsotf.net.
Na pierwszy rzut oka praktyka ta nie jest ani groźna, ani szkodliwa. W końcu, użytkownik internetu wie, jaką stronę chciał odwiedzić. Dlaczego więc cokolwiek z tym robić? Przecież zawsze lepiej jest pokręcić się w kółko i poczekać, aż problem sam się rozwiąże.
Wrażenie to jest jednak błędne, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę skalę zjawiska. Zgodnie z ustaleniami T. Moore’a w sieci funkcjonuje ponad 900 000 domen, które ukierunkowane są na błędy użytkowników odwiedzających jedną z 3 264 najpopularniejszych stron „.com”**. Na każdą znaną domenę, statystycznie przypada zatem około 275 domen porwanych. Tym samym, niezależnie od błędu, który popełnimy uzupełniając pasek wyszukiwania, przypuszczalnie trafimy na niechcianą stronę internetową. Powyższe ma swoje wymierne skutki finansowe: w wyniku działań typosquatterów roczne straty samych tylko 255 najpopularniejszych stron szacowane są na ponad 250 milionów dolarów***.
Poszukiwacze błędów na naszym podwórku
Typosquatting nie jest jednak problemem, z którym borykają się jedynie światowi giganci internetu. Na rodzimym rynku również funkcjonuje szereg domen, które niegdyś padły ofiarą (lub nadal są ofiarami) działań porywaczy. Przykładowo, www.onet.pl ma swoje porwane kopie „wwwonet.pl” oraz „www.oent.pl”, zaś www.allegro.pl ma www.allegr.pl (swoją drogą, ta ostatnia przekierowuje – przez przypadek – na stronę innego, bardzo znanego sprzedawcy). Z problemu, jak się zdaje, dzięki swoim aktywnym działaniom w zakresie rejestracji domen z błędami, obronną ręką wyszedł portal www.dawanda.pl, który zarejestrował chyba wszystkie możliwości – „wwwdawanda.pl”, „www.dawada.pl” – poza jedną: „www.danda.pl”. Tam jednak, z ciekawszych rzeczy, można kupić tylko nagrobki.
Zagadnienie porwań URL dotyczyć też może dużo mniejszych podmiotów, w szczególności dostawców oprogramowania oraz sklepów internetowych. Nietrudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której podmiot konkurencyjny wykupuje nazwy zbliżone do nazwy firmy, pod którą prowadzi działalność ugruntowany na rynku sprzedawca. Pod zdobytymi domenami prowadzi zaś własny sklep. W ten sposób potencjalni klienci trafiają nie tam, gdzie chcieli. Ale skoro już tam trafili, to dlaczego nie skorzystać z promocji -20% na „urocze skarpetki z kokardką” i „śliczną czapkę w norweskim wzorkiem”? W ten sposób, w wyniku typosquattingu, ktoś traci, a ktoś zyskuje. Jednak co najważniejsze dla prawnika – ktoś oszukuje.
Błąd wykorzystania błędów
Co prawda regulacje dotyczące internetu dalekie są od doskonałości (o czym można poczytać tutaj), nie oznacza to jednak, że prawo jest bezsilne wobec porywaczy domen. W sieci nie ma bowiem osób anonimowych, a jednocześnie legislacja posiada szereg instrumentów, poprzez które można odzyskać skradzioną stronę, a nawet pociągnąć kidnapera do odpowiedzialności. Rozwiązania problemu nie są jednak jak „manna z nieba” i wymagają podjęcia określonych działań. Jakich? Typosquatting od strony jurydycznej rozważać można na co najmniej trzech podstawowych płaszczyznach:
- czynu nieuczciwej konkurencji****;
- naruszenia dóbr osobistych;
- odpowiedzialności za szkodę.
Więcej niż błąd – czyn nieuczciwej konkurencji
Pierwsza droga poszukiwania sprawiedliwości nie jest przeznaczona dla wszystkich. Czyn nieuczciwej konkurencji może być bowiem popełniony tylko w przypadku (1) prowadzenia aktywności związanej z działalnością gospodarczą lub zawodową: dla domorosłych blogerów i stron kucharzy-amatorów nawet ta przesłanka nie jest spełniona. Jest jednak zachowana, przykładowo, przy sklepach internetowych. Dodatkowo, działanie porywacza musi być (2) sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami. Co do zasady, jest łatwo wykazać, że pominięcie kropki lub jednej litery w nazwie nowo rejestrowanej domeny takim zachowaniem jest. Trudniej, gdy domena funkcjonuje już od dawna lub zbieżność wynika z innych uwarunkowań, niż dążenie do wywołania błędu. Przykładem takiej sytuacji jest sprawa Mike’a Rowe, który zarejestrował domenę mikerowesoft.com – fonetycznie łudząco podobną do domeny microsoft.com. Mimo zbieżności wątpliwe jest, żeby nastolatek wprowadził kogokolwiek w błąd, a tym bardziej taki błąd chciał celowo wywołać. Ostatnim elementem odpowiedzialności z tytułu czynu nieuczciwej konkurencji jest natomiast (3) zagrożenie interesów przedsiębiorców lub klientów. Te można wykazać, przykładowo, poprzez badanie spadku ruchu na pierwotnej stronie.
Reputacja a błąd – naruszenie dóbr osobistych
Druga płaszczyzna to naruszenie dóbr osobistych. Do jego stwierdzenia konieczne jest wykazanie, że porywacz podejmuje takie działania, które mogą spowodować utratę zaufania użytkowników internetu potrzebnego do prawidłowego funkcjonowania w sieci*****. Nie dotyczy to wyłącznie przedsiębiorców, ale także osób fizycznych (w tym działających pod pseudonimem). Decydując się na wytoczenie powództwa związanego z ochroną dóbr osobistych, nie trzeba wykazać jakichkolwiek wymiernych strat, a jedynie dowieść, że nowo zarejestrowana domena, przykładowo, narusza nasze dobre imię (odsyła do stron o krępujących treściach lub automatycznie instalujących złośliwe oprogramowanie) poprzez przypisanie treści określonej osobie. Dodatkowym ułatwieniem jest to, że takie roszczenia oparte są nie o zawinienie kidnapera, lecz o bezprawność jego działań.
(„Stara, dobra”) szkoda– odpowiedzialność odszkodowawcza
Trzecia płaszczyzna jest najbardziej ogólną i sięga do, wyświechtanego już przez ponad pięćdziesiąt lat obowiązywania w niezmienionej formie, art. 415 k.c. Zgodnie z jego treścią „kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia”. Obrazując przedmiotową możliwość, jeśli w wyniku działań typosquatterów (zdarzenie) doszło do zmniejszenia przychodów (szkoda) osiąganych za pośrednictwem strony (spadek ruchu na stronie i wywołany tym spadek ilości bannerów reklamowych lub ilości dokonywanych zakupów) istnieje możliwość powiązania tego faktu z rejestracją domeny obarczonej błędem (związek). Ocena takiej odpowiedzialności jest jednak niezmiernie trudna i nie może abstrahować od konkretnego przypadku. Bowiem do spadku ilości odwiedzin strony, nie zawsze dochodzi z winy porywaczy. Może to również powodować koniunktura rynkowa lub „zwykłe” znudzenie stroną.
Z „pominięciem” prawa, czyli szybciej
Każda z powyższych kwalifikacji to droga do odzyskania domeny oraz pociągnięcia do odpowiedzialności naruszyciela. Płaszczyzny te wiążą się jednak z koniecznością zaangażowania w długotrwałe spory sądowe. A czas to pieniądz. Priorytetem podmiotów, które padły ofiarą porywaczy nie jest (a przynajmniej nie powinno być) wszczynanie kosztownych i przewlekłych sporów sądowych. W sukurs problemów polskich przedsiębiorców oraz innych osób rejestrujących adresy przychodzi tutaj Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK), która umożliwia – za pośrednictwem sądu polubownego – rozwiązanie sporu o domenę. Taka droga jest dużo tańsza, prostsza, a co najważniejsze – szybsza (jeśli nawet nie ekspresowa). Jeśli przeciwnik nie wda się z nami w spór, umowa o rejestrację domeny zostanie mu „automatycznie” wypowiedziana przez NASK, a po trzech miesiącach utraci domenę. Nie daje to jednak satysfakcji „utarcia nosa” typosquatterom, a to dlatego, że takie przedsięwzięcie prowadzi wyłącznie do odzyskania domeny, nie zaś ustalenia (i pociągnięcia do odpowiedzialności) winnego zamieszania. Podjęcie działań przed sądem polubownym nie wyklucza jednak późniejszego (lub równoległego) sporu przed sądem powszechnym. Tak dla zasady.
Zaśpiewają jeszcze (nie)raz
Typosquatting sam nie zniknie. Im więcej korzystamy z internetu, tym częściej popełniamy błędy. To zaś prowadzić będzie tylko do coraz to nowych porwań adresów. Natomiast każde działanie kidnaperów wywołuje problemy, a nawet wymierne straty. Dlatego tak ważne jest, by nie bagatelizować zjawiska, a tym bardziej, nie „kręcić się w kółko i czekać wiecznie”. Bowiem powyższy problem nie jest jednorazową fanaberią, lecz zapowiada się na wieloletni recital wykorzystywania pomyłek i potknięć użytkowników. Warto przy tym sprawić, żeby ktoś cieniej zaśpiewał.
[kreska]* Cher – „I Hope You Find It”.
** T. Moore, „Measuring the perpetrators and funders of typosquattind”, FC’10 Proceedings of the 14th international conference on Financial Cryptography and Data Security, Heidelberg 2010, www.benedelman.org.
*** „The Cost of Typosquatting: an examination of its impact on the TOP 250 most popular websites”, Perspectives 2010, 5/2, www.fairwindspartners.com.
**** Ustawa z 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (Dz.U. 2003 nr 153, poz. 1503 ze zm.).
***** Por. wyrok SN z 9 czerwca 2005 r., sygn. akt III CK 633/04.