No nie wiem, czy ten tekst dostanie akcept naczelnego… Mój smartfon zawsze wywołuje gorące emocje. Nie, nie dlatego, że z reguły to jakiś superflagowiec. Dyskusje budzi ikonka pocztowa, wyświetlająca liczbę nieodebranych e-maili. Stan na dziś to 38 080, ale bywało więcej. W szczycie spokojnie przekraczało 50 000. Ktoś zapyta, jak to możliwe. Profesjonalny PR-owiec nie odpowiada na wszystkie wiadomości? Ba, części nawet nie otwiera?
Korporacje robią wszystko, żeby schować się przed kontaktem z publicznością. Tak, powiedzą Ci coś zupełnie innego, ale fakty są takie, że na ich stronach próżno szukać adresów e-mailowych czy numerów kontaktowych do kogokolwiek poza BOK. Adresy e-mailowe to jedne z bardziej skrywanych sekretów korporacyjnych – co oczywiście pozorne, bo chyba większość osób jest w stanie po kilku próbach odtworzyć adres prezesa dużej korpo. Tylko adres rzecznika jest wystawiony na pierwszej linii.
Wystawiony celowo, bo intencją jest, aby dziennikarz mógł łatwo się skontaktować z firmą. Ale robi to nie tylko dziennikarz. Klient (mnóstwo klientów!), marketerzy i roboty też – oj, i to jak skutecznie!
Słuchaj „Marketer+” Podcast
Pamiętam, że kiedyś pewna grupa bardzo protestowała przeciwko jednej z kampanii reklamowych. Pierwszego dnia wpadło 200 e-maili do rzecznika, drugiego – 100, a potem – po 40 dziennie przez wiele lat. Tak wiele, że w tym zamieszaniu nawet już zapomniałem, o co poszło. Ot, taka prymitywna automatyzacja.
Bardzo szybko nauczyłem się nie otwierać wiadomości i uważać na automaty. Dostawałem tak dużo e-maili, że pół dnia w miesiącu poświęcałem na hurtowe czyszczenie skrzynki, bo moja – podobno jedna z większych pod względem pojemności w tym kraju – non stop się przytykała i nawet przedstawiciele supportu rozkładali bezradnie ręce. Po prostu przeczytanie takiej liczby e-maili nie jest fizycznie możliwe.
Ktoś kiedyś poradził mi, żebym nie przeglądał wiadomości po urlopie. I tak to się zaczęło. Taki mój coming out: nie przeczytałem tysięcy e-maili, wybaczcie. Pocieszam się, że tylko promil z nich był ważny i wysłany przez człowieka, nie automat. Uciekłem do komunikatorów. Projekty omawiałem na Slacku, detale na Messengerze, tylko po grubsze rzeczy zaglądałem do skrzynki pocztowej – żeby użyć WeTransfera.
Korzystanie z e-maila to ciągle dla 65% Polaków ankietowanych w 2019 r. przez GUS podstawowy cel zaglądania do internetu. Deklaruje to aż 80% internautów. Badania wykonane na zlecenie UKE pokazują natomiast, że 25% osób sprawdza pocztę codziennie. Owszem, istnieją płatne wersje usług pocztowych oferowane przez polskie portale. Kosztują ok. 30 zł rocznie. Reklamy i automaty są w nich blokowane. Niestety, dziennikarce „Rzeczpospolitej” nie udało się dowiedzieć, ile osób z tego korzysta. Skoro rzecznicy unikają odpowiedzi, tzn. że ta liczba jest… pomijalna statystycznie.
Sam nie wierzę w taką automatykę i nie odpisuję botom, które do mnie piszą. Niestety, są coraz cwańsze i teraz dopadły mnie już nawet na LinkedInie, na który serdecznie zapraszam.