Swojego pierwszego felietonu na łamach „Marketera+” nie mogę zacząć inaczej niż tekstem związanym z moją branżą matką. Technologia 5G to temat ważny i dotyczy każdego z nas. A przynajmniej będzie dotyczył prędzej czy później – czy tego chcemy czy nie.
Na rynku mobilnym nuda, wszystkie oferty podobne, od dawna brak ostrej konkurencji, bo brakuje challengera. Nikt już nie chce nim być, nikomu się to nie opłaca. Zaczyna się przecież fantastyczny czas wzrostu cen pod hasłem „more for more”. Czyli: „bez względu na to, czy tego potrzebujesz czy nie, to i tak, mój drogi kliencie, dostaniesz więcej (a dzięki temu i ja – operator lub inwestor – też dostanę więcej, ale o tym sza)”.
Sprawdź, jak mądrze kształtować ceny i jak prawidłowo zarządzać produktem.
Słuchaj „Marketer+” Podcast
Ten marazm przy okazji zupełnie rozwodnił pozycjonowanie marek na tym rynku. Był czas, kiedy mieliśmy lidera technologii i nikt mu nie wchodził w paradę. Ktoś inny stawiał na rodzinę i przyjaciół, kolejny gracz rósł dzięki value for money. A dziś wszyscy są niemal identyczni, subtelnie różnią się jedynie komunikacją i kolorami… I nagle bum! Na horyzoncie pojawia się technologia przyszłości, czyli 5G. Nareszcie coś się zaczyna dziać, uśpione korposerca znów zaczynają bić.
Oto pojawiła się szansa, aby wyrwać się z szarości, oderwać się od znudzonej stawki, zawładnąć świadomością klientów i zostać w ich percepcji liderem kategorii. Kompletnie bez znaczenia jest to, że nie ma jeszcze sieci i innych technologicznych klocków. Świadomość klienta czas najwyższy budować i nakręcać!
Pierwsza ważna próba już za nami. Błyskotliwy pomysł marketingowy i świetna kampania „5G Ready” niestety okazały się falstartem, bo komuś zabrakło cojones. Sprytny pomysł został bardzo szybko formalnie zamieciony przez konkurencję na drugi albo nawet trzeci plan spotu reklamowego. I wtedy na scenę wbiegł inny pan prezes (z Francji) i krzyknął: „My będziemy pierwsi”. I znów się zaczęło.
Wszyscy testują i co jakiś czas rzucają bardzo ogólne deklaracje: „Damy wam 5G”. Na przykład na stadionie w dużym mieście. Będzie – ale kiedy i na jakich zasadach, tego już nie wiadomo. (A tak na marginesie: zastanawiam się, czy jest choć cień szansy na to, że szybkość 5G na stadionach zwiększy tempo gry ligowych piłkarzy, bo czasem mam wrażenie, że panowie grają ciągle w 2G).
Gdzieś w tle dodaje tej sytuacji kolorytu konflikt fanów nowej technologii z tymi, którzy jej bardzo nie chcą. To też tworzy przestrzeń biznesową. Pojawiły się już w sieci… czapeczki zabezpieczające przed 5G! Warto je rozważyć w kontekście imprez karnawałowych 2019/2020, bo zapewne będziemy wtedy już w szczycie technologicznego – a raczej narracyjnego – wyścigu.
Moim zdaniem to jednak dopiero rozgrzewka przed właściwym wyścigiem, który być może ruszy jeszcze w tym roku w czasie kampanii „christmasowej”, czyli tej, która zaczyna się tuż po 1 listopada. Czy sieć 5G będzie już działała? Nie, ta docelowa jeszcze nie, ale nie można wykluczyć, że na kilkudziesięciu, może stu nadajnikach w jakimś mieście (w którym nie mieszkasz) pojawi się jakaś hybryda. I tam faktycznie będzie można uruchomić swój smartfon 5G – choćby tylko po to, żeby sprawdzić zawrotną szybkość nieobciążonej sieci.
Dowiedz się, jak marki powinny komunikować się z odbiorcą w okresie świąt.
Tak czy inaczej ten, kto zacznie z przytupem, ma szansę wygrać w rywalizacji o bycie postrzeganym jako supernowoczesna sieć, nawet jeżeli w rzeczywistości droga do tego jest długa i skomplikowana.
5G to niewątpliwie świetlana przyszłość i mnóstwo kosmicznych możliwości, na które bardzo czekam. Tymczasem jednak wolałbym, żeby w miejscu, w którym piszę ten felieton, internet po prostu był. Wtedy mógłbym wysłać tekst do redakcji bez konieczności wsiadania na rower i pedałowania kilka kilometrów do Kuźnicy, bo dopiero tam mam jakikolwiek zasięg.