„– Co teraz robisz, Gruszka?”. „– W sumie to nic…”. „– A, czyli jesteś bezrobotnym influencerem” – takie dialogi prowadzę ostatnio dosyć regularnie. Oznacza to tylko, że influencerem może być w zasadzie każdy. Pytanie tylko, z czego wynika Twój „influence” i co tak naprawdę daje marce. Moje doświadczenia są w tym zakresie różne, ale łączy je jedno, często bardzo zgubne pojęcie… „Zasięg”!

Domy mediowe – czemu serio wcale się nie dziwię – kierują się tym właśnie słowem kluczem otwierającym wszystkie drzwi: „zasięg”. Zapytaj kiedyś mediowca o strategię uwzględniającą influencerów. Przyniesie Ci na złotej tacy top 10 z największym wpływem za tyle (bardzo dużo), drugie 10 za trochę mniej, a kiedy bardzo poprosisz, to może się pochyli i poszuka dobrze rokujących… z każdym tygodniem coraz droższych. Dostaniesz sporo liczb i statystyk.
Zapewne – wybacz, jeżeli się mylę – ich twarze nie będą wyglądać znajomo, bo nie jesteś w ich targecie, ale warto o nich posłuchać, a nawet obejrzeć kilka ich produkcji. Zanim jednak naciśniesz przycisk „buy”, co szczerze rekomenduję, poproś o dokładną analizę tego, jak ich „influence” się tworzył, jakie miał wzloty i upadki. Czy ich zasięg ma korzenie w ciężkiej, mądrej pracy czy… w czymś ocierającym się o patologię, o co niestety ostatnio łatwo i na co pozwala (czego nigdy nie zrozumiem) YouTube, czyli Google.
Słuchaj „Marketer+” Podcast
Nie chcę tutaj wchodzić w szczegóły, ale radzę się zastanowić trzy razy, zanim się zakochasz w milionie subów. No, chyba że masz naprawdę dobrego speca od sprzątania wizerunku. Poczytaj o Fame MMA czy innych ultrazasięgowych zjawiskach i zadaj sobie pytanie, czy chcesz widzieć tam swoją markę. To bardzo kusi, na krótką metę na pewno „zażre” (tak w żargonie mówi się o wysokiej efektywności działań), ale uważaj, żeby za chwilę nie odbiło Ci się to czkawką. (À propos: kojarzę jednego influencera, który zrobił oszałamiającą karierę piciem napojów gazowanych z mlekiem i oliwą, bo reakcję jego organizmu podziwiały miliony…).
To droga zabawa. Przeczytałem ostatnio, że Ronaldo więcej zarabia na Instagramie niż na swoim kontrakcie z Juventusem. Poczułem dumę, gdy zobaczyłem naszą piękną Maffashion na billboardach w… Lizbonie. U nas oczywiście influencerzy są zdecydowanie tańsi, ale nie tani. Pamiętam, że zaprosiłem kiedyś pewnego twórcę na konferencję. Miał opowiedzieć dziennikarzom o jednym ciekawym aspekcie nowej usługi. Miał na tym zarobić kilkanaście tysięcy złotych… Zaspał. Ale wiedział co robi, bo usługa po roku została wyłączona.
Tak całkiem poważnie: jestem olbrzymim fanem współpracy z influencerami, ale takiej zaczynającej się od fajnego pomysłu, który zmieni się w zasłużony i wartościowy zasięg. To naprawdę działa – w wymiarze zarówno wizerunkowym, jak i twardym, sprzedażowym.
Moim prywatnym faworytem jest w ostatnim czasie współpraca marek smartfonowych z utalentowanymi fotografami instagramowymi. Tak, dobrze przeczytałeś: z mistrzami ujęć, a nie ślicznymi gwiazdkami, będącymi wypadkową silikonu i presetu do zdjęć za dwa dolary. O kim mowa? Poszukajcie np. na Instagramie użytkownika @hashtagalek.
To niezwykle utalentowany, młody, skromny artysta, który nigdy nie zapomni marce Samsung, że ta go zauważyła i w niego zainwestowała. Takich zawodowców jest mnóstwo – trzeba się tylko schylić i dobrze poszukać, a potem wymyślić, jak sensownie wykorzystać ich umiejętności z korzyścią dla wszystkich stron. To mało popularny w Polsce win-win-win – przecież klienci marki też powinni być zadowoleni.

6 nieśmiertelnych technik marketingowych. Jak wykorzystać mechanizmy psychologiczne w komunikacji marki
Zastanawia Cię, jakie psychologiczne triki zapewniają sukces największym markom? Martwisz się, że Twoje kampanie mogą nie tylko nie zadziałać, ale nawet zaszkodzić wizerunkowi Twojej firmy? Chcesz się dowiedzieć, jak tworzyć kampanie, które angażują i sprzedają, bez manipulacji i ryzyka dla Twojego brandu?
Jeżeli Ci się podobało, to poproszę o łapkę w górę na moim kanale na YouTubie.